VIVA

Artyści dla koni z Morskiego Oka

Artyści dla koni z Morskiego Oka – na trasie postawili symboliczne „kapliczki”, upamiętniające spracowane zwierzęta. Wspólna akcja Fundacji Viva i 8 artystek i artystów wizualnych ma ponownie zwrócić uwagę Polek i Polaków na problem przeciążania koni w Tatrach.

artyści dla koni

Jordek, Cygon, Jawor, Jukon, Dysk i Zong, Rusty, Budrys i Romb. Wszystkie te konie uległy wypadkowi na trasie do Morskiego Oka. I wszystkie, poza Budrysem, już nie żyją. Ich los opisaliśmy w raporcie „Konie z Morskiego Oka. Cierpienie, którego nie widać”. A teraz ich los w artystycznych instalacjach opowiadają artystki i artyści.

Małgorzata Rozenau, malarka, projektantka graficzna, autorka murali, wykładowczyni katowickiej ASP:

Zaangażowałam się w akcję, ponieważ nie sposób nie zaprotestować i pozostać obojętnym na tak wielkie cierpienie koni i ich okrutne traktowanie przez fiakrów. Nie zgadzam się z zasadami podtrzymywania transportu konnego w dzisiejszych czasach, na tak wymagającej trasie, które służą jedynie zyskowi i wygodzie człowieka, a które wiążą się ze zmuszaniem koni do pracy ponad normy wydolnościowe organizmu, często aż do krańcowego wyczerpania i śmierci. Organicznie boli mnie widok cierpiących zwierząt, wykorzystywanych przez człowieka. Boli mnie przemoc, ignorancja wobec praw zwierząt i wyników ekspertyz o stanie zdrowia koni dla podtrzymania biznesu przewozowego. Raport Vivy zrobił na mnie ogromne wrażenie, nie miałam świadomości o takim wymiarze procederu. Do skonfrontowania się z raportem i przerażającą rzeczywistością koni z Morskiego Oka zachęciła mnie Matylda Sałajewska, od lat zaangażowana w ochronę koni, a teraz także w projekt Hańba Podhala.

Artyści dla koni

Matylda Sałajewska włączyła się w działania Vivy, dotyczące koni z Morskiego Oka, już jakiś czas temu. Wspólnie z Martą Woszczyną zaprojektowała charytatywną kolekcję Hańba Podhala. Stworzyła też instalację, poświęconą koniom z Morskiego Oka, które straciły życie w rzeźni. Teraz – zaangażowała w kolejną akcję znanych artystów.

Matylda Sałajewska ze swoją instalacją, poświęconą koniom z Morskiego Oka zabitym w rzeźniach

Matylda Sałajewska, artystka wizualna

Do akcji zaprosiłam zaprzyjaźnionych artystów, z których każdy robią własną kapliczkę upamiętniając konia, który upadł na trasie. Forma jest dowolna, ale moja dosłownie odnosi się do tematu i jest faktycznie kapliczką, którą wykonałam z drewna dla Dyska i Zonga. Koni, które przewróciły się na Włosienicy. Kapliczka ozdobiłam wzorami charakterystycznymi dla sztuki zakopiańskiej i wykonałam w tradycyjnym stylu. W środku tli się światło, wydobywające wycięte w drewnie imiona koni. Są tam też figurki koników. W zasadzie mogłaby być kapliczką stojącą na trasie na stałe. Nawiązuje formą do charakterystycznych kapliczek, stawianych świętym czy wyznawanemu bogu w religii katolickiej lub osobom, które zginęły w konkretnych miejscach, np. przy drodze. 

W akcji upamiętnienia koni, które uległy wypadkom na trasie, obok Matyldy Sałajewskiej wzięły udział malarki Małgorzata Rozenau, Jagoda Woźny i Ewa Tabor oraz projektantka Joanna Hobora. Swoje instalacje wykonali też architekt Paweł Wołejsza, ilustrator i grafik Dominik Cymer oraz muralista Artur Wabik.

Sztuką w sumienia

Tak, jak przy innych drogach stoją kapliczki poświęcone ludzkim ofiarom wypadków, tak przy drodze do Morskiego Oka 14 października stanęły kapliczki poświęcone koniom. Artystki i artyści w tej akcji dla koni z Morskiego Oka mieli pełną dowolność. Wszystkie instalacje stanęły wzdłuż trasy, w miejscach wypadków koni. Bez wątpienia były wyrzutem sumienia dla tych, którzy tego dnia jechali wozami, zamiast iść. Ale przede wszystkim – dla samych fiakrów. I dla Tatrzańskiego Parku Narodowego, który zarabia na tym transporcie około miliona złotych rocznie.

Dominik Cymer, ilustrator i grafik:

Moja kapliczka jest poświęcona koniowi o imieniu Jukon. Jukon spogląda z niej na nas z zaświatów. Ma pomóc nam pamiętać, że to co robimy ma większe moralne znaczenie. Że krzywda, którą robimy, wraca do nas i nie pozostaje dla nas obojętna.  

Paweł Wołejsza, architekt:

Kapliczkę zaproponowałem w formie papierowego totemu. Po pierwsze totem wyróżnia miejsce w nie-miejscu, którym jest cała droga do Morskiego Oka. Monotonna, stroma i jednostajna. Jest to miejsce, w którym koń Romb nie wytrzymał wysiłku, podejmowanego codziennie od kilku lat. Pierwotnie totemy określały zjawiska związane z relacjami człowieka z mitycznym przodkiem zwierzęcym. Relacja ta była jednostronna, człowiek zafascynowany zwierzęciem personifikował wiele jego cech. Dzisiaj, kiedy natura niestety powszechnie staje się tylko środkiem do osiągnięcia celu, przeżycia ciekawego doświadczenia, natura i zwierzęta nie są już istotne, nie tylko jako jednostki. Dlatego delikatny totem wykonałem z papieru, z celulozy – naturalnego materiału o niskiej trwałości, uwydatnia kruchość zarówno tego przedsięwzięcia, jak i koniec życia konia. Ale też mam nadzieję – koniec bezlitosnego wykorzystywania koni w Morskim Oku i innych tego typu przedsięwzięciach.

Inspiracje

W instalacjach, które stanęły na trasie do Morskiego Oka, znaleźć można też było nawiązania do znanych twórców.

Jagoda Woźny, malarka i muralistka:

Praca którą wykonałam to sztandar – forma artystyczna szczególnie ważna w tym regionie. Rozpowszechniona była bowiem przez wybitnego podhalańskiego artystę, Władysława Hasiora. Mój sztandar upamiętnia Cygona, konia o którym w 2012 roku nagłówki gazet pisały „Koń, który zniknął”. Właściciel konia próbował oszukać TPN i zatuszować fakt oddania konia do rzeźni, po tym jak zwierzę zasłabło w drodze do Morskiego Oka. Sztandary są środkiem ekspresji haseł, życzeń, pragnień – związane z chwałą, honorem i pragnieniem uczczenia jakiejś ważnej sytuacji lub osoby. Chciałam oddać hołd koniowi, który jako gatunek przyczynił się do rozkwitu ludzkości, a jako jednostka w dalszym ciągu traktowany jest jako niewolnik i po kilku latach pracy w ciężkich warunkach „znika”. Pragnieniem, które przekazuje mój sztandar, jest Tatrzański Park Narodowy, który jednakowo chroni wszystkie zwięrzęta, a także istoty ludzkie chcące obcować z naturą, bez poczucia wstydu i żalu, że jedne gatunki są chronione, a inne – wykorzystywane i zabijane dla rozrywki. 

Ewa Tabor, malarka i konserwatorka zabytków:

Moja kapliczka ma upamiętniać Jordka. To był pierwszy, tak głośny medialnie, przypadek śmierci konia podczas przewożenia turystów. Wykorzystałam historię o Fryderyku Nietzschem, który widząc, jak woźnica okłada batem swojego wyczerpanego konia, zatrzymał ich, przytulił mocno zwierzę i rozpłakał się, szepcząc przy tym wyznanie „Mutter, ich bin dumm”. Wierzę, że ta historia może być inspiracją dla nas. Że każdy moment na przyznanie się do zamykania oczu na cierpienie, jest dobry. Wierzę w sens lokalnego działania, w pojedyncze przypadki. Przygotowałam obraz wyhaftowany na t-shircie w oparciu o zdjęcie prasowe rozpowszechniane masowo w mediach z dnia śmierci zwierzęcia.

Brak zgody na zło

Artur Wabik, artysta sztuk wizualnych

Moja kapliczka upamiętnia Jawora, konia, który miał to szczęście, że po wypadku na drodze do Morskiego Oka trafił do schroniska dla koni prowadzonego przez Przystań Ocalenie. Pomimo to nie możemy zapominać, że to właśnie praca w zaprzęgu doprowadziła do wypadku, a w konsekwencji do śmierci zwierzęcia. Jestem artystą wywodzącym się ze środowiska graffiti, nawykłym do pracy w przestrzeni publicznej. Moja kapliczka przyjęła formę literniczą, wyprowadzoną bezpośrednio z graffiti. To jest mój pierwszy język, którym nadal wypowiadam się w sposób emocjonalny i szczery.

Joanna Hobora, artystka wizualna

Wierzę że jako ludzie, często czynimy zło przez nieświadomość jakie konsekwencje przynoszą nasze decyzje. Zamroczeni dążeniem do poprawienia własnego komfortu, dobrej zabawy i lekkości bytu, nie zwracamy uwagi na szereg skutków które niesie za sobą nasza krótkowzroczność. Chciałabym aby każda z osób, wsiadających na wóz ciągnięty przez konie do i z Morskiego Oka, zatrzymała się na moment i uświadomiła sobie jak wielką krzywdę wyrządza żywej, czującej i myślącej istocie. Z kolei przeciwnicy tego haniebnego postępowania – zdali sobie sprawę, że mogą wziąć czynny udział w działaniach na rzecz zakazu wykorzystywania koni do katorżniczej pracy. Swoją kapliczką oddaję hołd BUDRYSOWI. Koń upadł na asfalt na długie kilkanaście minut, z wyraźnymi objawami niewydolności krążeniowo- oddechowymi. Na jego cześć przygotowałam wieniec – symbol pożegnania, podziękowania i przeprosin za zło, które człowiek wyrządził mu, zmuszając do pracy ponad jego siły. 

Kapliczki po akcji znikną z trasy. Wszystkie osoby, biorące udział w dzisiejszej akcji, są świadome tego, że droga do Morskiego Oka, choć publiczna, leży w granicach parku narodowego.

Skip to content