Sprawa koni z Rynku Głównego w Krakowie wraca do prokuratury! Sąd Rejonowy dla Krakowa-Śródmieścia uchylił postanowienie prokuratury o umorzeniu śledztwa w sprawie znęcania się nad tymi zwierzętami. Prokuratura będzie w tej sytuacji musiała ponownie pochylić się nad ich cierpieniem.
Wykonujemy prawa pokrzywdzonego w sprawie, dotyczącej znęcania się nad końmi, pracującymi w centrum Krakowa. Połączono w niej kilka wątków. Wśród nich jest między innymi ta dotycząca konia Pilsner, który przewrócił się podczas pracy. Ale jest też kwestia odpowiedzialności urzędników miejskich za cierpienie zwierząt ciągnących dorożki.
Sąd Rejonowy dla Krakowa-Śródmieścia zajmował się zażaleniem na umorzenie postępowania, które złożyliśmy w czerwcu ubiegłego roku. Zadecydował, że 5 z 7 wątków sprawy koni z Rynku Głównego ma wrócić do prokuratury. A ta ma wnikliwie je przeanalizować.
Sprawa konia Pilsner
Postępowanie obejmuje sprawę konia Pilsnera. Koń przewrócił się podczas pracy w centrum Krakowa w styczniu 2019 roku. W maju 2020 roku dorożkarz usłyszał zarzuty znęcania się nad koniem. Pilsner przez długi czas leżał na ulicy na mrozie, a właściciel nie udzielił mu żadnej pomocy. Nie zabezpieczył go też przed warunkami atmosferycznymi. Następnie koń był wciągany do przyczepy transportowej za sznurek przywiązany do szyi. W wyniku tego działania zwierzę było przyduszane, odczuwało ogromny ból i cierpienie. U Pilsnera zdiagnozowano mięśniochwat. Kilka dni później został poddany eutanazji, ponieważ leczenie nie przynosiło efektów.
Prokuratura najpierw postawiła dorożkarzowi zarzuty, a następnie je… cofnęła, umarzając postępowanie. Argumentowała to tym, że dorożkarz nie miał zamiaru krzywdzić konia. A więc, zdaniem prokuratury, sprawca nie działał z zamiarem bezpośrednim znęcania się nad koniem.
– Argumentacja prokuratury była niezgodna nie tylko z zasadami logicznego myślenia, ale także z ugruntowanym orzecznictwem. W tym z licznymi już dziś wyrokami Sądu Najwyższego. Dla zwierzęcia nie ma przecież żadnego znaczenia, czy sprawca chciał się nad nim znęcać. Zdaniem Sądu Najwyższego wystarczy, że wiedział on, że skutkiem jego działania będzie ból i cierpienie. I że nic nie zrobił, by przeciwdziałać tym skutkom – mówi Anna Plaszczyk z Vivy!
Sprawa Pilsnera jest tym bardziej oburzająca, że objawy mięśniochwatu musiały być widoczne od dłuższego czasu przed upadkiem. A mimo to zwierze było zmuszane do pracy. Sztywność chodu konie widzieli nawet świadkowie wypadku, którzy na co dzień nie mają do czynienia z końmi. I to oni zwracali uwagę powożącemu, że z koniem dzieje się coś złego. Mimo to dorożkarz kontynuował jazdę. A przecież, co podnosiliśmy w zażaleniu, musiał wiedzieć, jakie objawy daje ta choroba. Krakowscy dorożkarze przechodzą bowiem regularnie kursy i szkolenia z zakresu opieki nad końmi.
Sprawa koni z Rynku a odpowiedzialność urzędników
Do prokuratury wraca też sprawa odpowiedzialności Urzędu Miasta Krakowa za cierpienie koni z Rynku. Sąd i ten wątek sprawy uznał za niedostatecznie wyjaśniony. To właśnie Urząd Miasta Krakowa reguluje pracę koni w mieście. Między innymi podczas upałów. I tego dotyczy jeden z wątków tej sprawy.
Literatura naukowa jest tu bardzo bogata. Granice bezpiecznych dla koni warunków atmosferycznych zostały zbadane na zlecenie Międzynarodowej Federacji Jeździeckiej jeszcze w latach 90′ XX wieku. Ustala się je, w uproszczeniu, na podstawie korelacji temperatury i wilgotności powietrza.
– Urząd Miasta Krakowa udaje, że coś robi dla ochrony koni, wieszając w cieniu Sukiennic zwykły termometr. Nie mierzy już jednak wilgotności powietrza. Oraz nie zakazuje pracy konni przy wysokich temperaturach, a jedynie ich postoju na Rynku Głównym. Ja nie rozumiem dlaczego, skoro postój na Rynku Głównym w upały jest dla zwierząt niebezpieczny, praca w tych samych warunkach na innych ulicach już taka niebezpieczna nie jest. Jeszcze bardziej nie rozumiem jednak, dlaczego urzędnicy upierają się, by konie w centrum Krakowa wciąż pracowały. Przecież takiej anachronicznej rozrywki zabroniły już Paryż, Londyn, Oxford, Toronto, Montreal, Barcelona, Rzym, Las Vegas, Reno, Pekin czy Bombaj. To nie wieżowce, a właśnie takie decyzje czynią miasta nowoczesnymi i etycznymi atrakcjami turystycznymi. A wizerunek Krakowa nieustannie cierpi na tym, że konie cierpią na jego ulicach. – tłumaczy Anna Plaszczyk.
Badaczka odpowiedzialnej turystyki, dr Clare Weeden z Uniwersytetu w Brighton (Wielka Brytania) zauważa, że turyści są coraz bardziej zaniepokojeni komercjalizacją wykorzystania zwierząt w turystyce. Twierdzi też, że te obawy będą rosnąć zgodnie z globalnymi trendami w zakresie dobrostanu zwierząt. A to będzie napędzać zmiany w miastach żyjących z turystyki. Aby być zrównoważonymi, będą one musiały proaktywnie reagować na te obawy i udowodnić, że dobrostan zwierząt jest na czele priorytetów polityki turystycznej.
Walczymy o konie
Sprawa, którą zajął się krakowski sąd, obejmuje już teraz kilkanaście tomów akt. W naszej opinii materiał dowodowy bez wątpienia jest mocny. Teraz, zgodnie z wytycznymi sądu, będzie musiał zostać uzupełniony. Czekamy na pisemne uzasadnienie postanowienia, w którym sąd wskaże prokuraturze co jeszcze powinna zrobić w tej sprawie.
Jedno jest jednak pewne już teraz. Sąd pochylił się nad cierpieniem koni, pracujących na ulicach Krakowa. Dzięki temu wciąż mamy dużą szansę na to, że na ławie oskarżonych zasiądą osoby, które za to cierpienie odpowiadają.
W tej sprawie reprezentuje nas adwokatka Dorota Dąbrowska. Razem z Krakowskim Stowarzyszeniem Obrony Zwierząt wykonujemy w tym postępowaniu prawa pokrzywdzonego.
Możesz podpisać petycję w tej sprawie!