Nielegalny handel paszportami koni w Polsce na czarnym rynku kwitnie. Nieświadomie staliśmy się ofiarą tego procederu. Firma utylizacyjna, która odebrała od nas zwłoki klaczy nie zwróciła dokumentu do Polskiego Związku Hodowców Koni. Rok po śmierci klaczy na jej paszporcie w rzeźni zabito innego konia.
O nielegalnym handlu paszportami koni nie bez powodu informujemy dziś. 23 kwietnia wiele lat temu ustanowiliśmy dniem konia. I choć Polski i Polacy są za zakazem zabijania koni na mięso, to w rzeźniach wciąż są zabijane polskie konie. Nawet 15% całej populacji koni w Polsce jest każdego roku zabijana na mięso. I niestety – wiele z nich trafia do ubojni nielegalnie, na paszportach innych koni.
O nielegalnym handlu paszportami koni w Polsce wiemy od lat. Paszporty na czarnym rynku kosztują od 500 do nawet 1000 zł. Ale nigdy nie mieliśmy na to żadnego dowodu. Teraz przestępcy sami dali nam go do ręki. Przywłaszczyli paszport naszej nieżyjącej fundacyjnej klaczy, a następnie wysłali na nim inną klacz do rzeźni. Podejrzewamy, że wiele miłośniczek i miłośników koni mogło paść ofiarą tego samego procederu, ale do dziś o tym nie wiedzą. Mogli, tak jak my, stać się ofiarą nielegalnego handlu paszportami koni. W Dniu Konia trzeba głośno mówić o tym, że w Polsce zabija się nielegalnie te piękne zwierzęta – mówi Anna Plaszczyk z Fundacji Viva!
Klacz Mirta
Jesienią 2021 roku jeden z naszych koni, 31-letnia klacz Mirta, została poddana eutanazji w Schronisku w Korabiewicach. Klacz od długiego czasu chorowała. Choć była drobna – wcześniej pracowała na trasie do Morskiego Oka. Ciągnęła wozy przeładowane turystami. Kiedy przestała mieć na to siłę – miała trafić do rzeźni.
Życie uratowała jej… uroda. Wykupiono ją z transportu śmierci i trafiła do szkółki jeździeckiej. Niestety nie przynosiła dużych dochodów. Była za ciężka do skoków, dla dużego jeźdźcy zbyt wrażliwa, dla dziecka zbyt niezależna… Miała też coraz bardziej widoczną kulawiznę. Na szczęście zamiast do rzeźni – trafiła do Schroniska w Korabiewicach. Okazała się być bardzo spokojnym, ufającym człowiekowi koniem. Lubiła czyszczenie, głaskanie i smakołyki. Niestety – poważnie chorowała. Cierpiała na flegmonę, czyli ropne zapalenie tkanki łącznej.
Kradzież paszportu konia
Kiedy leczenie Mirty przestało przynosić oczekiwane rezultaty, a cierpienia nie znosiły żadne leki – podjęliśmy trudną decyzję o eutanazji. Klacz odeszła spokojnie, otoczona pracownikami schroniska, w obecności lekarza weterynarii. Później, zgodnie z przepisami, jej zwłoki razem z paszportem przekazaliśmy firmie utylizacyjnej. Zgodnie z przepisami firma ta po utylizacji zwłok konia powinna zwrócić jego paszport do Polskiego Związku Hodowców Koni.
O tym, że tak się nie stało, dowiedzieliśmy się przypadkiem. W bazie koni PZHK, po wpisaniu numeru identyfikacyjnego klaczy (odpowiednik ludzkiego PESELU) okazało się, że data śmierci w bazie nie zgadza się z rzeczywistością.
Zaczęliśmy drążyć temat. Ale tego, co odkryliśmy, nikt z nas się nie spodziewał. Okazało się, że latem 2022 roku Mirta trafiła do rzeźni. Nieżyjąca od jesieni 2021 Mirta! Co więcej – z dokumentów wynikało, że Fundacja sprzedała Mirtę prywatnej osobie. Ale Mirta w momencie tej rzekomej sprzedaży od wielu miesięcy już przecież nie żyła, a my nie mieliśmy jej paszportu. Poza tym my nigdy nie sprzedajemy uratowanych koni. Nawet jeśli przekazujemy je do adopcji, nigdy nie pozwalamy na zmianę właściciela w paszporcie. Nasze konie do naturalnej śmierci są „własnością” fundacji – mówi Anna Plaszczyk.
Sprzedaż nieżyjącego konia
Żeby zmienić dane właściciela konia w paszporcie, ale także w Centralnej Bazie Danych Koniowatych, trzeba wypełnić szereg formalności. Między innymi – przedstawić umowę kupna-sprzedaży, podpisaną przez obie strony. Oraz uiścić opłatę za dokonanie zmiany w systemie. Tę opłatę zawsze wnosi kupujący. Jeśli nowy właściciel nie posiada umowy – może złożyć oświadczenie. Ale to składa się pod rygorem odpowiedzialności karnej.
Dziś, po skrupulatnym śledztwie wiemy już, kto rzekomo kupił od nas nieżyjącą od wielu miesięcy klacz Mirtę. I nie ma możliwości, żeby pod przedłożoną do PZHK przy formalnościach zmiany właściciela umową widniał podpis zarządu Fundacji. Są tylko dwa realne scenariusze. Albo ktoś sfałszował podpis na umowie kupna-sprzedaży, albo złożył fałszywe oświadczenie o nabyciu Mirty. Będzie to wyjaśniała prokuratura, bo w naszym imieniu zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w tej sprawie złożyła już mec. Katarzyna Topczewska.
Nielegalny handel paszportami koni
Mnie szokuje to, że ktoś odważył się postąpić w ten sposób z paszportem konia jednej z największych fundacji, walczących o prawa koni. Przecież nie było możliwości, by sprawa nie wyszła na jaw. I żeby Viva nie ujawniła tego procederu i nie złożyła zawiadomienia w tej sprawie. Należy sobie zatem zadać pytanie, czy osoby zamieszane w ten nielegalny proceder nie są tak pewne, że organy ścigania nic z tym nie zrobią, że odważyły się nawet sięgnąć po paszport fundacyjnego konia – mówi mec. Katarzyna Topczewska, reprezentująca Vivę! w tej sprawie.
Mirta nie miała chipa. Przepisy wymagały, by chipy miały konie urodzone, bądź opisywane po raz pierwszy przed zmianą przepisów, która weszła w życie 1 lipca 2009 roku. Ale klacz była identyfikowalna dzięki opisowi w paszporcie.
Z naszej wiedzy wynika, że mechanizm tego procederu jest prosty. Paszport konia nieposiadającego transpondera (chipa), wydany przed 1 lipca 2009 roku, po jego śmierci nie jest zwracany. Zgodnie z przepisami powinna to zrobić firma, która przeprowadziła utylizację. Nie ma bowiem możliwości, by do utylizacji przekazać zwłoki konia bez paszportu. W ten sposób paszport, zamiast wrócić do PZHK w celu wyrejestrowania – zostaje sprzedany na czarnym rynku. I za kilkaset złotych trafia ponownie do obiegu.
Udało mi się ustalić, że firma, której przekazaliśmy zwłoki Mirty, opłaciliśmy transport i utylizację, ma na swoim koncie podobne przypadki tajemniczych zaginięć paszportów. I że organa ścigania już raz przyglądały się jej w tym zakresie. Jak widać – bez efektu. A przecież tu nie chodzi tylko o oszustwo na szkodę byłych opiekunów koni, ale także o bezpieczeństwo żywności. Między innymi po to wprowadzono paszporty koni, żeby do rzeźni nie trafiały konie niewiadomego pochodzenia – tłumaczy Plaszczyk.
Zabijanie koni
Nielegalny handel paszportami koni służy głównie do sprzedaży do rzeźni konia nieposiadającego własnego paszportu. Albo – do sprzedaży do rzeźni konia posiadającego własny paszport, który z powodu przebytego leczenia został wykluczony z łańcucha pokarmowego.
To bardzo niebezpieczny proceder. W jego wyniku na rynek trafia mięso koni, mogące zagrażać zdrowiu i życiu ludzi. Każdy koniowaty przeznaczony do uboju musi spełniać szereg warunków związanych z bezpieczeństwem żywności. Koniowate, których tkanki są przeznaczone do spożycia przez ludzi podlegają zupełnie innym standardom leczenia, niż zwierzęta wykluczone z uboju w celu spożycia przez ludzi. Po prostu – dla zdrowia ludzi niebezpieczne są niektóre leki podawane koniom.
Zorganizowane grupy przestępcze
Jeśli koń kiedykolwiek był leczony którymś preparatem, wykluczającym go z łańcucha pokarmowego, ma wbijany w paszporcie status „nie do uboju”. Podobnie jest ze zwierzętami, których paszport zaginął lub uległ zniszczeniu. Wtedy, z powodu braku możliwości odtworzenia danych dotyczących leczenia przy wydaniu duplikatu paszportu koń niejako z automatu otrzymuje status „nie do uboju”. Jeśli właściciel takiego zwierzęcia chce zarobić na jego śmierci w rzeźni, musi zdobyć „czysty” paszport. Może to zrobić tylko nielegalnie, na czarnym rynku. Jest to do tego stopnia opłacalne, że powstają całe wyspecjalizowane w tym procederze zorganizowane grupy przestępcze. W ubiegłym roku w Belgii policja rozbiła taką szajkę. Aresztowano 6 osób. Podczas zatrzymania zabezpieczono nie tylko paszporty koni, świadectwa zdrowia, środki znieczulające, hormony czy gotówkę, ale także broń – mówi mec. Topczewska.
Podobne śledztwo hiszpańskiej policji i Europolu doprowadziło pod koniec ubiegłego roku do zatrzymania 41 osób i zamknięcia 6 firm trudniących się sprzedażą koniny. W jego wyniku skonfiskowano też 80 koni. Służby zlikwidowały tym samym grupę przestępczą, która na wielką skalę nielegalnie pozyskiwała i wprowadzała do obrotu mięso z koni. Konie, które z różnych powodów nie mogły być zabite w celach konsumpcyjnych, skupowane były w całej Europie. Następnie fałszowano ich dokumenty weterynaryjne i przewozowe. Z „czystymi” paszportami trafiały do rzeźni w Hiszpanii. A ich mięso, po sfałszowaniu dokumentacji, sprzedawano jako produkt dla ludzi. Trafiło do Hiszpanii, Niemiec, Włoch czy Belgii.
Opis jak odcisk palca
Wróćmy do Mirty. Latem 2021 roku w jednej z polskich ubojni koni został zabity koń nieznanego pochodzenia. Został przedstawiony do uboju z paszportem należącym do naszej nieżyjącej klaczy Mirta. Ponieważ Mirta nie miała chipa – identyfikacja przez ubojnię za pomocą transpondera nie była możliwa. Ale – co niezwykle istotne – identyfikacja taka była możliwa i konieczna na podstawie opisu w paszporcie.
Opis w paszporcie zawiera nie tylko maść konia, ale też odmiany, wicherki i znaki szczególne. Odmiany są to wrodzone, nie zmieniające się białe plamy na różowej skórze na głowie i kończynach. Wicherek jest to zakłócenie we wzorze sierści widoczne jako naturalny skręt włosów, wynikły z różnego kierunku ich wzrostu w tym miejscu. Nie ma dwóch takich samych koni, a odmiany, wicherki i cechy charakterystyczne koni są taką samą cechą osobniczą, jak u człowieka odcisk palca. Głównym celem szczegółowego opisu w paszporcie jest uniemożliwienie ewentualnej zamiany koniowatych (np. podstawienia innego osobnika pod paszport innego).
Odpowiedzialność PIW
Osoba odpowiedzialna w ubojni za identyfikacje koniowatych przed ubojem musi skutecznie zidentyfikować zwierzę. I potwierdzić jego tożsamość i zgodność z dokumentami. W przypadku, w którym koń nie posiada transpondera (chipa) powinna opierać się na opisie z paszportu.
Za identyfikację koni w rzeźni odpowiadają lekarze urzędowi. Czyli albo pracownicy PIW, albo lekarze wolnej praktyki wyznaczeni do tego zadania przez PIW. W przypadku Mirty opis w paszporcie był bardzo dokładny, a klacz była bardzo charakterystyczna. Nie ma możliwości, by mogła zostać pomylona z innym koniem. I tu dochodzimy do sedna problemu. System identyfikacji koni w rzeźniach w Polsce kompletnie nie działa. I nikogo chyba nie interesuje to, by w końcu zaczął działać. Czarny rynek handlu paszportami koni kwitnie. Mięso z koni płynie na zachód poprawiając polskie statystki eksportowe. Podejrzewam, że w rzeźniach nikt nawet nie otwiera tych paszportów, tylko liczy się grzbiety – koni i książeczek. I jeśli liczby się zgadzają, nikt nie zadaje zbędnych pytań. Na przykład o to, dlaczego klacz, która ma zaraz zostać zabita na mięso, nie ma nierównomiernej gwiazdy z prostokątną prawoskośną łysiną na głowie i wicherka poniżej linii oczu na linii środkowej, opisanych w paszporcie Mirty. Liczy się sztuka. I waga przeliczona na złotówki, które można na zabitym koniu zarobić – mówi mec. Topczewska.
Zawiadomienie o nielegalnym handlu paszportami
W sprawie paszportu Mirty złożyliśmy w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia szeregu przestępstw i wykroczeń, dokonanych przez wiele osób. Będziemy w tej sprawie wykonywali prawa pokrzywdzonego, a kiedy sprawa trafi do sądu – będziemy pełnili rolę oskarżyciela posiłkowego. Mamy też nadzieję, że odpowiednie służby w końcu podejmą odpowiednie kroki, by nielegalny handel paszportami koni zatrzymać. Skierujemy w tej sprawie pisma do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi i Głównego Lekarza Weterynarii. Powiadomimy również Unię Europejską, bo proceder ten narusza przepisy unijne.
Możesz nam pomóc zatrzymać zabijanie polskich koni na mięso podpisując petycję. Możesz nam też pomóc utrzymać konie, które uratowaliśmy przed śmiercią w rzeźni, dorzucając 5 zł do ich leczenia.