Interwencja sprzed kilku dni była dla nas wstrząsającym przeżyciem. Otrzymaliśmy
zgłoszenie o zagłodzonych koniach. Przesłane zdjęcia były tak drastyczne, że
pojechaliśmy tam następnego dnia.
Okolice Radomska. Gospodarstwo jak wiele innych. Z zewnątrz stajnia dla koni wyglądała wzorowo. W obecności policjanta i powiatowego inspektora weterynarii weszliśmy o stajni. Widok był przerażający! Stan wszystkich trzech przebywających tam koni był tragiczny. Nie mogliśmy uwierzyć w to, co zobaczyliśmy. Jedna z klaczy słaniała się na nogach. Od wielu tygodni, a może nawet miesięcy, była głodzona. Została na niej tylko skóra oblepiona odchodami. Przednią nogę miała spuchniętą. Z rany przy puszce kopytowej sączyła się krew z ropą. Druga klacz wyglądała na nieco młodszą. Była bardzo niespokojna i z pewnością głodna. W boksie zamiast ściółki dla koni – kilkumiesięczne odchody. W następnym boksie na stercie obornika leżał kucyk. Malutki, z wstającymi żebrami, wystraszony i również oblepiony odchodami. Kiedy go podnieśliśmy miał problemy z utrzymaniem się na chudych nóżkach.
Był tu jeszcze jeden koń, ale padł kilka dni przed naszym przyjazdem. Nie mieliśmy wątpliwości, że konie trzeba odebrać natychmiast, a sprawę zgłosić do prokuratury. To była trudna decyzja ponieważ przetransportowanie trzech koni, a następnie ich leczenie i utrzymanie to ogromny koszt, na który nie jesteśmy przygotowani. Wiedzieliśmy jednak, że nie mamy wyboru. Zabraliśmy konie do naszej stajni pod Toruniem. Na miejsce dotarliśmy późno w nocy. Rano okazało się, że starsza klacz i kucyk muszą jechać do kliniki. Zorganizowaliśmy kolejny transport.
Aż serce pękało, kiedy patrzyliśmy jak bardzo cierpią. Zrobimy wszystko, aby im pomóc! Również wszystko, aby właściciele zostali ukarani. Muszą ponieść odpowiedzialność za cierpienie swoich zwierząt, do którego doprowadzili. Chcielibyśmy prosić Państwa o finansowe wsparcie tej interwencji. Niestety nie mamy na ten cel żadnych dofinansowań. Utrzymujemy się tylko z darowizn.
Kasia i mały Bobik pojechali do kliniki. Tosia będzie leczona na miejscu, w stajni. Niestety koszty takich interwencji są kolosalne! Teraz musimy zapłacić 1500 zł za transporty, za chwilę rachunki za weterynarzy i leki. Do tego musimy doliczyć koszty sądowe. Bardzo potrzebujemy Państwa pomocy, abyśmy mogli działać dalej i pomagać takim zwierzętom jak Kasia, Tosia i Bobik. Stroną prawną zajmuje się nasz prawnik i dążymy do tego, żeby właściciele głodzonych koni stanęli przed sądem!
Liczy się każda, nawet najmniejsza pomoc! Prosimy o wpłaty na konto zbiórkowe.
Więcej informacji można znaleźć pod numerami telefonów:
biuro 22 349 97 74
Iwona 797 649 508
Dominika 797 649 509